Witam na mojej stronie internetowej
Autor:Agata KuligData: 04.09.2011
Z Agatą
Kulig, germanistką z II LO im. K.K. Baczyńskiego w Chrzanowie, reżyserką
charytatywnego widowiska muzycznego, z którego dochód przeznaczono dla
powodzian, rozmawia Anna Kasprzyk z Małopolskiego Ośrodka Szkoleniowego nauczycieli w Krakowie.
Jest Pani
reżyserką spektakularnego show _Michael Jackson Live Forever". Widowisko
przygotowała młodzież: uczniowie i absolwenci II LO w Chrzanowie. Dochód
przeznaczono na pomoc powodzianom. Skąd wziął się pomysł na spektakl o królu
popu?
- Prowadzę w II LO zespół artystyczny. Przygotowując
występy korzystamy z rożnej muzyki, również z muzyki Michaela Jacksona, która
była na przykład wpleciona w jedną ze szkolnych akademii. Po śmierci artysty
grupa osób zafascynowanych jego twórczością postanowiła go uczcić
przygotowując widowisko muzyczne. Początkowo miał to być 30 minutowy występ.
Szybko jednak okazało się, iż dzieło Michaela Jacksona wciąga, fascynuje. Nie
bez znaczenia były kwestie osobowe, a konkretnie: magnetyczna osobowość
wykonawcy głównej roli, Grzegorza Siaty. Wspaniały uczeń, bezapelacyjny fan
twórczości Jacksona. W jednym z wywiadów zdradził, iż naśladuje go od
trzeciego roku życia.
Lubi Pani
Michaela Jacksona?
- Bardzo sobie cenię jego dorobek. Oddzielam twórczość od
jego życia, lub plotek o jego życiu, choć mam świadomość, iż obie dziedziny
mają na siebie wpływ. Dla mnie oczywiste jest, iż był niedoścignionym
tancerzem, znakomitym wokalistą. Był wyjątkowy. Ten człowiek-legenda zostawił
ogromne dziedzictwo artystyczne. Michael Jackson był żywą muzyką.
Skąd u germanistki zacięcie
teatralno-muzyczne?
- Jest tak odkąd pamiętam. Z zamiłowania jestem muzykiem.
Przez wiele lat prowadziłam chórki, zespoły instrumentalne i taneczne.
Młodzież wystawiała w języku niemieckim przedstawienia teatralne. Sporo tego
było.
Powróćmy do
widowiska. Skromne początkowo plany w połączeniu z magnetyczną osobowością
głównego tancerza, zapałem młodzieży, Pani pomysłem dało zdumiewający efekt.
Widowisko zyskało niespotykany rozmach. Trzy godziny z tańcem i piosenkami
Jacksona... Motocykle... Ponad 50 tancerzy na scenie. Robi to wrażenie. Jak udało
się Pani skłonić do tego młodzież?
- Chętnych byłoby dwa razy tyle. Zainteresowanie
inicjatywą było ogromne. Wielu traktowało udział w widowisku jako
wyróżnienie. Młodzież jest chętna do twórczej pracy. Musi jednak wyczuć w
osobie prowadzącej charyzmę. Uczniowie wyczuli ją we mnie, w choreografce
Justynie Kulig, w Grześku Siacie. Wiara, że się uda i talent to połowa
sukcesu.
Druga połowa
to ciężka, systematyczna praca. _Harówka", bo przecież nie lada wyczynem
jest okiełznanie pół setki młodych ludzi, wyuczenie ich choreografii do
kilkudziesięciu utworów króla popu.
- To prawda. Soliście lub parze łatwiej jest zatańczyć,
gdyż mają większą swobodę i pole do improwizacji. Choreografia grupy to inna
bajka. Tu nacisk położony jest na skoordynowanie ze sobą wszystkich tancerzy,
a czasami jest ich 40 naraz na scenie. Gesty i ruchy poszczególnych osób
muszą się ze sobą wiązać. Młodzież włożyła w to wiele pracy dokonując niemal
cudów. Kilkugodzinne próby odbywały się po lekcjach, późnym popołudniem lub
wieczorem. Niezliczoną ilość razy powtórzono poszczególne elementy
choreograficzne. Jestem z nich dumna i pełna podziwu dla ich samozaparcia.
Trzeba również pamiętać o wszystkich tych, których na scenie nie było, a
którzy czuwali nad realizacją widowiska. Osoby z obsługi technicznej czuwały
nad każdym elementem do tego stopnia, że poszczególne momenty miały wyliczone
co do sekundy. Warto tutaj wspomnieć o dużym wsparciu ze strony nauczycieli i
dyrekcji naszej szkoły. Ktoś kto ćwiczył nocami trzy dni przed premierą, nie
zawsze musiał być w formie podczas lekcji. Nauczyciele odnosili się do tego
raczej z tolerancją. Należy również złożyć hołd rodzicom uczniów. Wielu z
nich pomagało przy załatwianiu strojów, rekwizytów...W tym sensie ten
spektakl to wspólne dzieło szkolnej społeczności: uczniów, nauczycieli i
rodziców.
Nie kusiło
Pani, by zatańczyć razem z młodzieżą?
- Ależ ja podczas prób zawsze tańczę ze swoimi uczniami
(śmiech). Próby to czas, gdy wszyscy jesteśmy sobie równi. Nie ma taryfy
ulgowej dla nikogo. Cechuje nas otwartość i energia. Poza tym czasami
zdarzają się sytuacje awaryjne, w których ktoś kogoś musi zastąpić.
Zdarzały się
Pani chwile zwątpienia, czarne myśli w stylu _nie, to się nie uda; daj sobie
spokój"?
- Bardzo często miałam chwile totalnego zwątpienia. Zdarzały
się kłody rzucane pod nogi. Problemy ze sponsorami. Drobne trudności, które w
chwilach stresu urastały do kolosalnych rozmiarów. Problemy z pieniędzmi na
stroje. Zmęczenie. Sporo by wymieniać... Ale to młodzież dodawała mi
skrzydeł. Mówili, że będzie dobrze, że dadzą radę, że to pociągną. Innym
razem role się odwracały. Na szczęście zwątpienie nie dosięgało wszystkich na
raz. Zdarzały się także trudności z realizacją wizji scenicznej. Rozbijaliśmy
się o warunki techniczne, umiejętności, walkę z czasem, którego brakowało na
szybkie przebranie kostiumów. Z drugiej jednak strony grupa jest inspiracją i
motorem napędowym. Młodzież często podsuwała niezwykłe pomysły i rozwiązania.
Porwałaby się
Pani jeszcze raz na coś takiego?
- Tak. Z tą grupą
zdecydowanie: tak.
Widownia
pękająca w szwach. _Dostawki" dla tych, którym zabrakło miejsca. Aplauz
publiczności. Relacje w lokalnych, regionalnych i ogólnopolskich mediach.
Słowem: sukces. Spodziewała się Pani tego?
- To nie jest mój sukces artystyczny, ale z pewnością jest
to sukces młodzieży. Wytrwali do końca. Przetrwali męczące próby. Wykazali
się odpowiedzialnością i konsekwencją. Jak zawodowcy.
Widowisko
jest wyjątkowe także ze względu na cel, który mu przyświeca. Tańczycie dla
powodzian, dla osób dotkniętych przez los. Król popu pomaga potrzebującym...
- Tak. Inicjatywa, by widowisku przyświecał charytatywny
cel wyszła od młodzieży. Majowe powodzie, w których mieszkańcy wielu
miejscowości stracili dorobek całego życia był dla nas wszystkich szokiem.
Zresztą wielu z nas odczuło to w jakimś stopniu na własnej skórze. Uczniowie
zdecydowali więc, że zatańczą dla powodzian. Zależało nam, by znaleźć jak
najmniej medialną gminę, dla której moglibyśmy przeznaczyć dochód ze
sprzedaży biletów i darowizny od sponsorów. Wybraliśmy gminę Szczucin leżącą
na pograniczu województwa małopolskiego i podkarpackiego. Zebraliśmy w sumie
około 16 tys. zł, które trafiły do potrzebujących.
W czym
jeszcze tkwi magiczna siła tego widowiska?
- W toku pracy nad widowiskiem narodziło się coś bardzo
ważnego. W występującej młodzieży dokonała się pewna zmiana. Nie są to już
tylko obojętni dla siebie tancerze czy wokaliści; uczniowie z różnych klas
tej samej szkoły, studenci różnych uczelni. Powstała więź podobna do tych,
jakie istnieją we wspólnotach czy rodzinach. Uczniowie spotykają się ze sobą
po lekcjach. Organizują wspólne wyjazdy. Są ze sobą zżyci. Mamy świadomość,
że pomimo pewnych niedociągnięć, zrobiliśmy coś niezwykłego, niepowtarzalnego
i wyjątkowego. Daliśmy wielki show. I to jest coś.
Gratuluję i
dziękuję za rozmowę.